Pierwszy dzień wojny o wszystko
Obwieszczenie marszałek Sejmu oficjalnie rozpoczyna kampanię prezydencką czyli jak mówią uczestnicy sceny politycznej – walkę o wszystko. Od tej pory kandydaci mogą już oficjalnie prężyć muskuły w ramach kampanii wyborczej, a nie jakiejś prekampanii wziętej z sufitu. No ale niestety takie mamy prawo, że dopóki wybory nie zostaną ogłoszone nie można prowadzić kampanii wyborczej tylko wizerunkową czy jakąś tam prekampanię, co nieustannie wywołuje kontrowersje. Na szczęście ten etap mamy już za sobą.
Korzystając z ogłoszenia kampanii, do wyścigu prezydenckiego zgłosił się Andrzej Voigt, szerzej nieznany senior ekspert Centrum im. Adama Smitha. Ogłosił, że prezydentem powinien zostać ktoś, kto jak on ma dorobek w postaci trójki dzieci, znajomości języków obcych, pracy z prezydentem Lechem Wałęsą oraz pięcioma premierami i w ogóle taki, który się zna. A na koniec oświadczył, że gdy zostanie głową państwa, to zażąda od parlamentu uchwalenia w ciągu roku nowej konstytucji, a jeżeli deputowani się z tego zadania nie wywiążą, to rozwiąże parlament. Niestety w konstytucji nic nie ma na ten temat, że prezydent z powodu nieuchwalenia nowej konstytucji ma prawo rozwiązać parlament. Może właśnie dlatego trzeba ją zmienić?
Ogłoszenie terminu wyborów odbyło się w cieniu podpisania przez prezydenta tzw. ustawy kagańcowej. Jeżeli Andrzej Duda sądził, że jego podpis kończy sprawę wojny PiS z sędziami i teraz opinia publiczna skupi się na kampanii, to się poważnie pomylił. Komentarze do jego decyzji całkowicie zepchnęły w cień obwieszczenie marszałek Witek. Nie dość, że sędziowie i opozycja ogłosili koniec praworządności, upadek wartości, polexit co tam jeszcze można sobie wymyślić, to na dodatek Unia Europejska zażądała wyjaśnień. Tego bagażu Andrzej Duda łatwo z siebie nie zrzuci. Kampania prezydencka nie będzie dla głowy państwa spacerkiem po parku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.